Syndrom Matki Polki Cierpiąciej…

Wysiadam z  taksówki i  biegnę ile sił w  nogach na spotkanie z  klientką. Jestem spóźniona i  to poważnie, bo już ponad dwadzieścia minut. Nienawidzę się spóź- niać i czuję obezwładniające poczucie wstydu z tym związane. Poprzedni klienci mieli mnóstwo pytań i siedziałam u nich ponad godzinę. Wbiegam na patio i gorączkowo szukam odpowiedniej klatki. Miasteczko Wilanów to moja zmora, podejrzewam, że kurierów również. Wysiadam na czwartym piętrze, gdzie już w  drzwiach czeka na mnie moja klientka z czteromiesięcznym maleństwem na rękach. – Dzień dobry, bardzo przepraszam za spóźnienie, dzwoniłam, ale Pani nie odbierała – tłumaczę się gorączkowo. – Dzwoniła Pani? Ojej, gdzieś mi pewnie wpadł telefon… i jeśli mam być szczera, nie słyszałam, żeby Pani dzwoniła – mówi osowiałym głosem. Jest bardzo drobną blondynką, stawiam że około 35-letnią. Wygląda, jakby nie spała od kilku dni. Wchodzę za nią do salonu, gdzie w każdym kącie piętrzą się ubrania, zabawki, butelki. Na środku stoi bujaczek, wózek, nosidełko, chyba wszystko, czego człowiek może użyć przy małym dziecku. – Przepraszam za bałagan, ale trochę nie ogarniam – tłumaczy się mama, stopą zgarnia rzeczy wokół kanapy, abym mogła usiąść. Przesuwam książeczki, smoczki i zajmuję miejsce obok niej. – Dobrze się Pani czuje? – pytam, bo podskórnie wyczuwam jej słabe samopoczucie. – Pani Joanno, ja się w ogóle nie czuję. Ani dobrze, ani źle. – Na jej ustach pojawia się pierwszy raz uśmiech, jest piękna. – Poleciła mi Panią koleżanka, trochę już szukałam sama, ale bez powodzenia. Żadnego… może mi Pani pomóc, prawda? – Oczywiście, że mogę, a na pewno się postaram! Proszę mi powiedzieć, jakie jest zapotrzebowanie? – Ja muszę wyjść. Po prostu muszę stąd wyjść, bo oszaleję. Od porodu, a  mała ma pięć miesięcy, nigdzie nie byłam, nie licząc spacerów z nią. Na początku miała kolki, dopiero od miesiąca normalnie zasypia, ale budzi się co godzinę. Mój mąż pracuje do późna, wraca około dwudziestej pierwszej i ja jestem sama. Wymiękam, naprawdę wymiękam. Potrzebuję kogoś, kto przyjdzie na 2-3 godziny dziennie, żebym mogła pójść się napić kawy… popatrzeć na strumyk, cokolwiek! Znajdzie się ktoś taki? – Oczywiście, że tak, spokojnie… są nianie, które szukają pracy wyłącznie na pół etatu… A to ma być codziennie? – Tak, koniecznie… Uważa mnie Pani pewnie za złą matkę? – Złą? Bo chce mieć Pani czas dla siebie? Ma Pani prawo do tego, żeby odpocząć, przecież większość matek korzysta chociażby z pomocy babć, kiedy dziecko pojawia się na świecie. Jakoś nikt wtedy nie mówi, że są złymi matkami. – Moja teściowa, jak usłyszała, że chcę nianię, powiedziała, że ona sama czwórkę wychowała i miała czas, żeby obiad ugotować i dom posprzątać. – W oczach mojej klientki stają łzy. – Kocham córeczkę, ale… nie poznaję już sama siebie. Nie wiem, kiedy ostatni raz się malowałam, nie pamiętam nawet, gdzie trzymam kosmetyki, bo wszędzie  są tylko rzeczy małej. Wiem, że jest tu bałagan, ale nie mam siły nic z  tym zrobić. Nie mam żadnego wsparcia w rodzinie, a mąż… Nie mogę mieć do niego pretensji, chce nam zapewnić życie na dobrym poziomie…

Odnoszę wrażenie, że jestem pierwszą osobą od dawna, z którą może porozmawiać, nie bojąc się oceniania. Głaszcząc małą po główce, patrzy na mnie oczami pełnymi nadziei, ale i strachu jednocześnie. – To będzie ktoś cudowny, prawda? Nie będę się bała? – Nie, Pani Kingo, spędzi Pani trochę czasu z nianią w domu, pozna ją. Znajdę Pani kogoś, kto ogarnie ten rozgardiasz. Nie mówię o  kompleksowym sprzątaniu. Dam Pani namiar na fajną kobietę, ale o takiej codziennej pomocy. Pani w ogóle coś jada? – Coś tam poskubię, jak mam chwilę, ale nie gotuję. Najwyżej zamawiam, ale i tak nigdy nie udaje mi się zjeść tego na ciepło. – Nie jest Pani jedyna. – Koleżanki, które widuję na placu zabaw, ciągle się licytują. One jakoś są umalowane i mają zrobiony obiad. Żadnych kolek, żadnego smoczka, może ja coś robię nie tak? – Proszę mi wierzyć na słowo, wiem to z  nianiowej autopsji i lat spędzonych na placach zabaw: połowa tego, o  czym mówią, to mocno naciągana prawda. A druga sprawa jest taka, że nic, ale to nic, nie powinno to Panią obchodzić. Pani dziecko, Pani sprawa i  żadna koleżanka nie powinna sobie pozwalać na ocenianie tego, jak się Pani dziecko rozwija i czy robi to Pani dobrze! – Chyba ma Pani rację. To wygląda jak jakiś wy-ścig.

 

Szalenie zależało mi na tym, aby ta historia znalazła się w  tym poradniku. Takich kobiet jak pani Kinga jest całe mnóstwo, tylko większość z  nich boi się otwarcie mówić o  swoim zmęczeniu. Każda z  nas inaczej przechodzi ciążę i  każda inaczej czuje macierzyństwo. Wszyscy jesteśmy jedynie ludźmi i zmęczenie, bez względu na powód, jest całkowicie naturalne. Bardzo wiele moich klientek zgłasza się do mnie w tajemnicy, czasami nawet przed mężem. Tak bardzo boją się przyznać do tego, że zwyczajnie nie dają rady. Presja otoczenia jest olbrzymia i zapędza je w kozi róg. A z niego prosto do depresji. Pisałam już wcześniej o tym, że masz prawo zatrudnić nianię, kiedy tylko odczujesz taką potrzebę, i wiek dziecka nie ma tu kompletnie znaczenia. Szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko. Zjawisko, które tu opisuję, zwykłam nazywać syndromem „Matki Polki Cierpiącej”. To kobieta, która wszystko musi zrobić sama. I w dodatku na sto procent. Musi mieć wyprane, posprzątane, ugotowane, a wszystkie koszule męża powinny wisieć uprasowane w szafie. Najlepiej w równych odstępach. Dziecko ma być śliczne, pachnące i ciągle się uśmiechać – żadnego płaczu, kolek czy wymiotów. Mniej więcej taki obraz budują media aż nader często. Instagram, Facebook – wszędzie znajdziemy kobiety, które tydzień po porodzie wyglądają jak na rozdaniu Oscarów. Patrzysz na takie zdjęcie i dociera do ciebie, że chyba coś jest z tobą nie tak, skoro ty masz wory pod oczami, przeźroczystą cerę i snujesz się po domu, nie wiedząc już, czy to cień, czy to ty. Otóż, wszystko jest z tobą w porządku, zapewniam. Tylko otoczenie trochę się w tym zagalopowało. Słowa: „to wygląda jak wyścig”, chyba najlepiej oddają to, co dzieje się wśród matek. „Jaś w tym wieku już siedział”, „Karol, kiedy tyle miał, rozróżniał już kolory „, „Smoczek? W  tym wieku? Oszalałaś? Będzie miał krzywy zgryz”, „Nie za grubo ubrałaś? ”, „Co tu taki bałagan? Nie dajesz rady? ”, „Jeszcze masz brzuszek? Tak długo? ”, „A czemu ty jeszcze karmisz? ”… Tak mogłabym wymieniać bez końca. Skąd u nas, kobiet, takie podejście? Żeby wbijać szpilę drugiej osobie i  jeszcze twierdzić, że to wszystko w trosce o nią? Tego typu komentarze wypowiadane w kierunku słabej, zmęczonej i zagubionej młodej mamy mogą mieć destrukcyjne działanie. Może dziecko twojej przyjaciółki śpi po 3-4 godziny w  ciągu dnia i  ona ma czas, żeby posprzątać i  zrobić obiad. Może jest o wiele lepiej zorganizowana i wszystko przychodzi jej łatwo, również łączenie obowiązków. Ale to nie znaczy, że ty też musisz taka być! Dlatego daruj sobie ten wyścig. Nie bierz w  nim udziału, nie podejmuj rękawicy. Twoje dziecko zawsze będzie na innym etapie niż jego rówieśnik, bo nie ma dwóch takich samych dzieci, tak jak nie ma dwóch takich samych mam. Każde dziecko rozwija się w  swoim tempie i  możesz jedynie śledzić skoki rozwojowe, które też przychodzą w  swoim tempie. Dlatego głęboki wdech, mamo: nikt nie ma prawa cię oceniać, definiować, zamykać w kategorii złej matki. A  ty, tato, jeśli widzisz, że twoja żona znika w oczach, pomyśl o tym, że to dobry czas na zatrudnienie niani. Naprawdę nie ma się czego wstydzić. Niania to nie tylko przywilej bogatych, nie tylko zapracowanych. To też przywilej, a  raczej ratunek dla przemęczonych

Brak komentarzy

Dodaj komentarz

Szukasz niani?

Formularz dla Rodzica