Najlepszego bardzo złe początki …..

Z PAMIĘTNIKA NIANI: NOC JAK Z HORRORU


Helen, Mickey i Shayn  nawet na mnie nie patrzą. Oglądają jakiś serial, cała trójka co chwilę wybucha śmiechem.

Chcecie coś do picia? – pytam. W odpowiedzi widzę trzy nieme kiwnięcia głową. Hm, to już coś. – A czego się napijecie?

Cola, sok, woda – słyszę trzygłos.

Świetnie… No nic, idę do kuchni i szukam napojów w lodówce, ale bez rezultatu. W kuchni są jeszcze jedne drzwi, które wcześniej wzięłam za wyjście do garażu. Otwieram je i ku swojemu zaskoczeniu widzę trzy kolejne pary drzwi. Czy ten dom gdzieś się kończy? Otwieram pierwsze po prawej i już wiem, gdzie psy spędzają noce. Trzy identyczne posłania , dużo kocy i zabawek. Otwieram drzwi po lewej – bingo! To  spiżarnia. Wyposażoną lepiej niż niejeden osiedlowy sklep. Na podłodze poukładane zgrzewki różnych napojów, po prawej wypełniona od dołu do góry lodówka na wina. Biorę puszkę coli, sok i wodę i nalewam wedle zamówienia. Chcę się do nich choć trochę zbliżyć, wiem że pewnie więcej ich nie zobaczę, ale to po prostu nie w moim stylu, żeby tak przesiedzieć w ciszy cały wieczór.

Gdzie chodzicie do szkoły? – zagaduję.

W Konstancinie – mówi najstarszy i w tym samym momencie szklanka z colą spada mu na podłogę. Na szczęście dałam im plastikowe kubki. I tak nie robi to na nim żadnego wrażenia, z jego ust wydobywa się „ups” i tyle.

Shayne, bardzo cię proszę, wstań i to posprzątaj – mówię spokojnie.

Ty to posprzątaj – słyszę w odpowiedzi.

Shayne, ty to rozlałeś i ty musisz posprzątać, idź po ręcznik papierowy do kuchni i raz dwa to zmyj – mój ton jest nieustępliwy.

Nasza niania sprzątała za nas – odzywa się wreszcie najmłodsza. Trochę sepleni, więc dopiero po kilku sekundach rozszyfrowuję, co powiedziała.

Kochani, jak dla mnie to wasza poprzednia niania mogła tu nawet stawać na głowie, ja mam konkretne zasady, zwłaszcza jeśli chodzi o okazywanie szacunk. – mówię, a cała trójka się śmieje. Ok, więc chociaż ich rozśmieszyłam, powinno teraz pójść łatwiej. Ale Shayne wciąż się nie rusza. – Dobra, liczę do pięciu, jeśli tego nie posprzątasz, poproszę cię, abyś poszedł do siebie. Nie będziesz już dziś z nami oglądał telewizji

Dobrze, już dobrze – mówi Shayn, rzucając mi nienawistne spojrzenie. Okej, pierwsza walka kogutów za nami. Idę do kuchni, żeby przygotować posiłek. Nie widzę, żeby Shayn wracał z mokrym ręcznikiem do wyrzucenia, na bank wylądował pod kanapą albo pod ich nogami. Po chwili wracam do salonu, żeby poinformować dzieci o kolacji.

Ale my jemy tutaj, przed telewizorem – mówi Shayne. Jednak się myliłam co do mokrego ręcznika. Leży wciśnięty między niego a brata.

Jecie przed telewizorem? – pytam z niedowierzaniem.

Tak, kolację zawsze – odpowiada środkowy.

Piszę sms do Mii , z zapytaniem czy tak faktycznie jest, dostaję błyskawiczną odpowiedź, że owszem, jedzą przed telewizorem. Nie do wiary. Co zrobić, nie pozostaje mi nic innego niż podać dzieciakom talerze w salonie.

Ale my nie jemy takich ziemniaków – mówi mała.

Przepraszam, jakich?

No takich całych, jemy tylko puree – wyjaśnia średni.

Widzę, że problem jest poważny. Ani myślą zabrać się za posiłek, wracam więc do kuchni i naprawiam swój błąd.

W życiu nie widziałam wolniej jedzących dzieci. Jakimś cudem, po 40 minutach i  dwóch kolejnych odcinkach Hanny Montany – kończą posiłek.

Księżniczko, pójdziemy się teraz wykąpać i spać, dobrze ?- pytam najcieplej jak tylko potrafię i szeroko się uśmiecham.

Dobrze – odpowiada i wyciąga rączki w moją stronę. Helen nie sprawia kłopotów, awanturuje się tylko przy rozczesywaniu włosów, ale po kąpieli grzecznie kładzie się pod kołdrą, a ja obok niej. Chcę być blisko niej. To moja naczelna zasada bycią nianią – dawać dzieciom poczucie bliskości tak często, jak to możliwe. Czytam jej o małej owieczce i widzę, jak zapada w sen. Dokładnie ją przykrywam i wracam na dół, czując że z chłopcami tak łatwo już nie pójdzie. Nie mylę się.

–   No dobra chłopaki, koniec na dziś, zapraszam do łóżek – mówię i biorę pilota do ręki, żeby wyłączyć telewizor. W tym momencie Shayne wstaje i wyrywa mi go z ręki.

Oglądamy tyle, ile chcemy – stwierdza nawet na mnie nie patrząc, a ja stoję osłupiała.

Nie wiem, na co wam wcześniej pozwalano, wasza mama wyraźnie zanzaczyła, o której macie być w łóżkach – mówię to podchodząc do Shayna i wyciągając rękę po pilota, a on pokazuje mi język.

Mama nam pozwala oglądać, jak długo chcemy, jutro nie ma szkoły.

Nie interesuje mnie to, jest 22.00, a jeszcze musicie się wykąpać. Oddaj mi pilota proszę, nie będę z tobą walczyć – mam poważny ton i Shayn chyba zdał sobie sprawę, że ze mną łatwo nie pójdzie. W tym momencie pilot leci w moją stronę, dostaję nim w prawą skroń, a ból na chwilę odbiera mi zdolność widzenia. To chyba jakiś żart, myślę. Chłopcy zrywają się z kanapy i po chwili słyszę ich na schodach. Masuję skroń, z której jakimś cudem nie poszła mi krew, co za gówniarze!

Idę na górę, ale nie znajduję ich w żadnych z trzech najbliższych pokoi. Kolejne drzwi prowadzą do pomieszczenia z rzutnikiem i ekranem. A więc dzieci mają swoją własną salę kinową. No proszę. Pokój jest przechodni, podążam za odgłosem ich zabawy. Przechodzę kolejny korytarz, mijam garderobę, pralnię i suszarnię. Na końcu widzę wejście do dwóch pokojów. Rany, ile ten dom ma metrów? I dlaczego ich pokoje są tak daleko od Helen? Mają do siebie tyle drogi, ile ja do sąsiedniego bloku. Znajduję uroczych chłopców na łóżku, przeglądających coś na Ipadzie.

Chłopcy, tego co się stało na dole nie zapomnę i na pewno powiem o tym waszej mamie, a teraz pod prysznic, Mickey najpierw ty. – Czy tobie też mam poczytać przed snem?- pytam.

A chcesz? – jest zaskoczony, widzę to.

No jasne, uwielbiam czytać, śmigaj do łóżka, a ja zaraz przyjdę.

Gdy już siedzimy sami, Mickey spogląda na mnie poważnie:

Asia, nie krzycz na Shayna, on nie chciał żeby cię bolało – widzę, że naprawdę martwi się o starszego brata. A więc mają sztamę, prawdziwą braterską sztamę. Fajnie.

Nie martw się o niego, zresztą ja nie krzyczę – mówię i wchodzę do pokoju Shayna.

To nie koniec schodów, bo choć najstarszy tym razem grzecznie i z pokorą oddaje Ipada, muszę z nim stoczyć jeszcze batalię o mycie zębów, a na koniec dowiaduję się, że chłopcy nie sypiają w swoich pokojach, ale w łóżku u mamy.

W końcu udaje mi się ułożyć ich do snu, ale gdy tylko schodzę na dół i zaczynam sprzątać po kolacji, słyszę kroki na górze. No tak czego ja się spodziewałam, że pójdzie tak łatwo?

Wracam na piętro i zapalam światło w sypialni. Łóżko jest puste ani śladu chłopców. Cholera. Idę do ich pokoju, znaną już teraz drogą. Tam też ich nie ma. No dobra, to przestaje być śmieszne. Zaglądam do każdego pomieszczenia na górze – ani śladu braci. Przypominam sobie, że widziałam jeszcze jedne drzwi, wracam więc do nich i otwieram. Jest ciemno, ale widzę schody prowadzące w dół. Ten dom to naprawdę przesada. Robię krok w dół, a na schodach zapala się światło. Nie wiem, gdzie idę i zaczynam odczuwać poważny niepokój. Schody prowadzą do garażu, a więc cały dom można obejść dookoła. Na dole jest całkiem ciemno, błądzę więc po omacku.

Chłopcy, to naprawdę nie jest zabawne, wychodźcie natychmiast – idę dalej i potykam się o coś na podłodzę, upadam na jedno kolano. W tym samym momencie wyskakuje przede mną postać i krzyczy na cały głos. A nie, przepraszam, to mój krzyk. Chyba mam zawał, nie jestem pewna, ale tak się to prawdopodobnie odbywa. Serce wali mi jak oszalałe, wstaję i wyciągam rękę w stronę tego, co mnie tak wystraszyło. Ściągam maskę z głowy Shayna i mam ochotę nim potrząsnąć. A on umiera ze śmiechu. Mickey, którego dopiero teraz dostrzegam, zresztą też.

Na górę – mówię lodowatym tonem.

Asia, to tylko zabawa, nie denerwuj się! – mówi Shayne , a łzy śmiechu spływają mu po twarzy.

Powiedziałam: na górę – rzucam maskę na podłogę i wymijam ich. Idą za mną coś do siebie szepcząc. Do końca nie słyszę co. W ogóle mnie to już nie obchodzi. Nigdy więcej nie pojawię się w tym domu. Nigdy. Wchodzę do sypialni i czekam aż się położą. Siadam pod oknem, na podłodze.

Będziesz tak tu siedzieć i się na nas gapić?- pyta Mickey

Tak, będę, nie zostawię was samych nawet na pół minuty.

Odpowiada mi już cisza. Dobre pół godziny trwa zanim upewniam się po ich oddechach, że śpią. Przykrywam ich dokładnie i wychodzę. Po drodze zaglądam do Helen, która śpi jak zabita. Schodzę na dół, siadam przy stole w kuchni i zaczynam płakać. Już dawno żadne dzieci nie wyprowadziły mnie z równowagi i nie sprawiły tyle przykrości. Płaczę dobrych kilka minut i biorę się za sprzątanie. Po głowie krążą mi wszystkie możliwe stereotypy o rozpuszczonych, bogatych dzieciakach.  Kilka z nich na pewno znalazło dziś swoje potwierdzenie.

 

Mia wraca o pierwszej i gdy tylko wchodzi do salonu, zaczyna się rozglądać.

– Wszystko ok? Gdzie dzieci?

– Jak to gdzie? W łóżku, śpią.

Cała trójka?- naprawdę jest zaskoczona. – Udało ci się położyć całą trójkę spać? O której?

Przed 23.00 – mówię zgodnie z prawdą – Helen zasnęła o dziesiątej.

Rany, Asia, brawo! Super!- mówi i dosłownie bije mi brawo – Marek cię odwiezie, czeka w aucie – mówiąc to, sięga po portfel. Postanawiam nic jej nie mówić o wybrykach, przynajmniej na razie. Podaje mi zwitek banknotów, a ja sprawdzam. Czterysta złotych. Za osiem godzin pracy. No, trzeba przyznać, że przynajmniej jest to opłacalne.

I jak tam? Żyjesz?- pyta Marek, gdy wsiadam do auta. Przez chwilę korciło mnie, żeby usiąść na tylnym siedzeniu. Skoro choć raz w życiu mam własnego szofera…

Widzę, że jesteś tak samo zaskoczony jak Mia. Mogłeś uprzedzić, że to małe potworki – mówię wściekła.

Asia, wyluzuj, to tylko kilka godzin. Dzieciaki nie są najgrzeczniejsze… Poprzednią opiekunkę zamknęli w pralni na kilka godzin, ale ty widzę jesteś cała i zdrowa – zanosi się śmiechem. Nie wierzę ani w to co słyszę, ani w to, że go to bawi.

Wiesz co, Marek? To są rozpuszczone do granic możliwości gnojki i nigdy więcej tu nie przyjdę. Traktowali mnie fatalnie, gorzej niż służącą, a na koniec… zresztą nieważne. Nie chcę o tym gadać.

Reszta drogi mija nam na rozmowie o naszych prywatnych sprawach, gdy wysiadam, Marek jeszcze mnie zatrzymuje:  – Asia, dziękuję! I daj im szansę, to są naprawdę świetne dzieciaki, trzeba je tylko poukładać.

Niech je ktoś inny układa – odpowiadam i macham mu na pożegnanie.

 

1 Komanetarz
  • Iza
    Opublikowany o 15:45h, 28 kwietnia Odpowiedz

    Przykre jest bardzo to co napisałaś, wiele niań się boryka z dziećmi które są źle wychowane a rodzice widzą problem tylko w niani bo z pewnością nie ma dystansu i brak jej podejścia do ich dzieci bo przecież “to tylko dzieci, bez przesady jeśli niania nie umie nad nimi zapanować to może nie powinna być nianią” lub ” Może nasze dzieci to łobuziaki i potrafią wbić szpile, ale niania powinna mieć tyle cierpliwości żeby zrozumieć ze dzieci w tym wieku takie są, należy im tłumaczyć że to niewłaściwa postawa, taki job”. Problem w tym że rodzice mający takie “sympatyczne” dzieci nie robią z problemem swoich pociech nic zwalając odpowiedzialność za wychowanie ich pociech na guwernantki i nianie a to czasem ciężki orzech do zgryzienia. Ciesze się że są na świecie też fajne dzieciaki za którymi wręcz się tęskni, mile wspomina i które wiedzą co to szacunek , są nauczone wartości i zasad panujących w cywilizowanym kraju.

Dodaj komentarz

Szukasz niani?

Formularz dla Rodzica